Szukaj na tym blogu

6 stycznia 2015

O zaklęciach, fobiach, ikonach westernu i innych głupotach.



Posiadanie wyznawców to bardzo poważna sprawa. Wyznawcy są bardzo użyteczni: dają ontologiczny fundament istnienia bóstwa, a poza tym można ich posyłać tu i tam, a czasem zesłać na nich potop. Wszystko pięknie, ale oprócz blasków są również cienie. Problem z Wyznawcami jest taki, że utrzymywanie ich to bardzo poważne zobowiązanie. Trzeba bardzo uważać, żeby nie zmienili upodobań i nie poszli do innego bóstwa. Taką, oto, metaforą dochodzimy do konkluzji, że pisanie bloga to duża odpowiedzialność, którą postanowiliśmy włożyć na nasze barki. Tym razem jednak - w odróżnieniu od Grandysowej zgrai - nie narzucamy sobie reżimu jednego wpisu w tygodniu. Posty będą się ukazywać z różną częstotliwością, dlatego zaglądajcie często! 


Wiecie, czego najbardziej nam brakowało, gdy skończyliśmy pisać bloga o Grandysie? Takiego ciepła w klatce piersiowej, i nie była to zgaga. No, co tu kryć - tęskniliśmy za naszymi czytelnikami. Mamy nadzieję, że Wy za nami również.

Dobra, to zaczynamy. Dziś chcielibyśmy opowiedzieć, o tym, co działo się u nas od września (zapowiada się nudny wpis); w którym miejscu jest Grandys, a w którym jest Banshee i dlaczego MS nie ruszył się z miejsca ;-)


Miejsce, w którym jest Grandys, to oczywiście centrum Wszechświata, który wciąż, niezmiennie, utwierdza go w przekonaniu, że jest najpiękniejszy. Nie można wyjść na spacer nie narażając się na: "jaki ładny!", "ale śliczny!", "cudnie pofarbowany!" oraz "jakby go dopuścić do naszej Pusi, byłyby piękne szczeniaczki". Grandys do komplementów już przywykł i nie zwraca uwagi na ciumkanie, cmokanie ani inne odgłosy tak charakterystyczne dla wzruszonych homo sapiens; odwraca wtedy głowę w stronę MM i z dumą olewa swoich wyznawców - zgodnie z pierwszą zasadą bycia bóstwem: bądź niedostępny i nie manifestuj się zbyt mocno (powszechnie bowiem wiadomo, że największym uznaniem cieszą się bóstwa odległe, lekko niewidzialne. Niewidzialnego boga jest łatwiej szanować. To ci, którzy pojawiają się wszędzie, często pijani, najbardziej zniechęcają wyznawców).



Uroda Młodego jest oczywista i niepodważalna. Chcielibyśmy móc powiedzieć to samo o jego kompetencjach emocjonalnych. Ci, którzy czytali Grandysową zgraję, pamiętają pewnie jak wiele pracy MM wkładała w panowanie nad jego emocjami, w wyznaczanie granic i konsekwentne ich przestrzeganie. Ten aspekt wciąż zabiera najwięcej czasu i jest najtrudniejszy do ogarnięcia. Grandys pływa na emocjach (choć zdaje się, że coraz mniej - odpukać), co doskonale uwidacznia się podczas treningów obi - są sesje, podczas których zachowuje się fantastycznie, tak że aż trudno uwierzyć, jakie to mądre bydle... Ale są też sesje, kiedy ręce opadają, bo mózg Grandysa zanika i doprawdy znaleźć go nie sposób. Dobrą stroną takiego zaniku jest fakt, że stwarza on doskonałą okazję do ćwiczenia emocji własnych MM - wyciszanie nienawiści i gniewu mogących doprowadzić do rozerwania dziada na strzępy. Niemniej jednak, uważamy, że postępy Grandysa są widoczne i zadowalające, biorąc pod uwagę to, ile czasu pochłania emocjonalne go ogarnianie. Cieszy nas również, że nie tylko my te postępy widzimy, ale również koleżanki i koledzy z Team Spirit, czyli z klubu obedience, do którego należymy. Właściwie treningi obedience zdominowały nasze aktywności z Grandysem, do tego stopnia, że zdecydowana większość wyjazdów wiąże się z celami treningowymi. Nie powinno zatem dziwić, że i okres sylwestrowy został spędzony na ćwiczeniach i rozmowach przy gorącej herbacie i równie gorących daniach wegetariańskich (really?). Ok, pojeździliśmy również konno w stylu westernowym i poczuliśmy się jak John Wayne (fajnie tak o sobie pomyśleć, pomimo oczywistego faktu, że rzeczywistość nie zawsze jest tym, czym się wydaje).




Johnem Łajnem został również obwołany Grandys, z racji swego zainteresowania końskimi bobkami bobami (choć inni nie mniej na ten zacny tytuł zasłużyli :-) ). Żeby być jednak Johnem licencjonowanym, trzeba posiadać chustę kowbojską od JagnięCraft, która sprawia, że wszystkie konie zaczynają Cię poważać. Jest to bardzo użyteczne i - co tu kryć - łatwiejsze niż szeptanie starożytnego zaklęcia (skoro działa na owce, to dlaczego nie na konie?):

BAA RAM EWE!
TO YOUR BREED,
TO YOUR FLEECE, 
 YOUR CLAN BE TRUE.
SHEEP BE TRUE!
BAA RAM EWE!




Wyposażony w taki artefakt Grandys, mógł stawić czoła dzikim bestiom w stajni i poskromić je jak Daniel poskramiał lwy... Bez chustki, zostałby niechybnie rozerwany na strzępy. Chustka z pewnością przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy są fanami psychoanalizy i metody Rorschacha, uważamy bowiem, że widniejące na niej nieoczywiste zwierzęce twarze są jedenastą (zaginioną) planszą, która po latach powinna wrócić do całej talii.




Z powodu tych samych twarzy zwierząt, chustka nie nadaje się (naprawdę, nie lekceważcie tego) dla osób chorych na anatidaefobię i choć, prawdę mówiąc, na chustce próżno szukać nawet jednej kaczki, to jest całe mnóstwo innych zwierzęcych ślepi, które będą śledziły Wasz każdy krok. Z drugiej strony, od samej chustki też trudno oczy oderwać, więc można uznać, że będziecie kwita.

Rys. Gary Larson, Źródło: www.tumblr.com

A Banshee? Gdzie jest Banshee? Cóż, Grandys absorbuje tak wiele czasu, że niewiele zostaje dla naszej suczki (niemniej staramy się w miarę regularnie organizować jej tropy). Staramy się organizować jej czas, a po każdym treningu z młodym ona również ma swoje pięć minut. Wprowadzamy jej niektóre ćwiczenia obi i pękamy ze śmiechu obserwując, co ona wyprawia. Problem z Banshee polega na tym, że jest łakoma, jak gdyby miała w brzuchu czarną dziurę pochłaniającą wszystko, co wpada do żołądka. Skutkiem tego pies jest wiecznie głodny, a jej apetyt ma okazję stać się legendarny. W związku z tym swoim nienasyceniem, Banshee jest skora zrobić wszystko i dużo, dużo więcej (no, chyba że trzeba wziąć w pysk coś o temperaturze niższej niż 7 stopni, albo gdy trzeba pobiec przez trawnik służący za toaletę; i naprawdę nie ma znaczenia fakt, że akurat został całkowicie wysprzątany), żeby dostać żarcie. Problem polega na tym, że gdy tylko zaczynamy trening, w mózgu naszego kochanego zwierzaka pojawia się tylko jeden obraz - W I E L K A  S O C Z Y S T A  K I E Ł B A S A. Logika natychmiast zostaje wypchnięta do kąta z ostrym nakazem: "nie wracaj dopóki nie skończę ćwiczeń! Nie potrzebuję cię tu!", a jej pysk rozciąga się w w równie szerokim, co tępym uśmiechu.



Skutkiem wyegzorcyzmowanej i stojącej w kącie logiki są liczne problemy w nauce nowych rzeczy. Szczerze mówiąc nie martwi nas to, ani nie wkurza bo ilość śmiechu którego dzięki jej treningom doświadczamy jest naprawdę zacna. Nie chcemy tu powiedzieć, że Banshee jest matołem. O nie, nie, nie. Banshee jest w pewnym sensie dużo mądrzejsza od Grandysa, który w codziennym życiu jest - ehm, ehm - lekko młotkowaty. Na przykład jest święcie przekonany, że jeśli drzwi nie są uchylone wystarczająco szeroko, aby się w nich zmieścił, to nie jest w stanie przez nie przejść. Zupełnie nie rozumie, że może je pchnąć i się przecisnąć. To bardzo śmiesznie wygląda, gdy stoi przed drzwiami z tym swoim wyrazem pyska (ej, no co się śmiejecie, przecież nie mogę nic zrobić) i nagle pojawia się Banshee, odpycha go, popycha drzwi i śmiało ładuje się do pokoju. Pierwsza reakcja młodego, to (zawsze!) zdziwienie; druga - jego pysk rozciąga się w uśmiechu, mówiąc: ha! wiedziałem, że można tak zrobić, ale mam od tego ludzi (w sensie, psy), a poza tym, to nie chciałem targać swojego futerka... Można więc powiedzieć, że Banshee nad logikę przedkłada zdrowy rozsądek ;-) Grandys natomiast jest bardzo dobry w robieniu tego, czego sobie życzymy. Idealny duet, prawda?



I tylko MS, wyjątkowo oporny gad, stoi w tym samym miejscu co zawsze, czyli za obiektywem, albo laptopem (w tym przypadku bardziej siedzi) i za nic zmienić/zamienić się nie chce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz